Tajemnicza
Posted by eros on czwartek paź 6, 2005 Under Opowiadania ErotycznePewnej pięknej, gwieździstej nocy postanowiłem wybrać się na samotny
spacerek wzdłuż rynku w Arles. Muszę sprostować, że należę do osób
sentymentalnych, wrażliwych i romantycznych. Nie często w dzisiejszych
czasach spotyka się takich ludzi. Lubię nocne spacery, samotność. Idąc
tak senną uliczką, która wydawała się tonąć w objęciach Morfeusza,
zatrzymałem się przed Café la Nuit. Nie zastanawiając się długo
wszedłem do kawiarni i zająłem stolik znajdujący się w rogu
pomieszczenia.
Być może usiadłem w tym miejscu ze względu na obraz,
który tam wisiał. Wtedy nie zastanawiałem się nad czymś takim jak
przeznaczenie. Zamówiłem małe piwo z sokiem malinowym. Wpatrując się w
złocisty napój, nazywany przeze mnie boskim nektarem, zastanawiałem się
nad sensem istnienia. Moje rozmyślania przerwał głos kobiety siedzącej
przy sąsiednim stoliku. Dźwięki wydobywające się z jej ust nieziemsko
pieściły moje uszy, a jej uroda cieszyła me oczy.
- …myślałam, że tak będzie zawsze. Myliłam się – powiedziała
kobieta, nazwana przeze mnie boską Wenus, do mężczyzny, który zajmował
miejsce naprzeciw niej.
- Tak łatwo Ci mówić, że się myliłaś. Bez żadnych choćby
najmniejszych skrupułów. Czy mówiąc, że nigdy mnie nie opuścisz,
kłamałaś? Oszukałaś mnie? – spytał jej kawiarniany sąsiad. W jego
oczach dało się wyczytać strach połączony z bólem i złością.
- Kobieta zmienną jest – odpowiedziała z ironią. W tej chwili
zauważyłem, że odziana była w futro z gronostajów. Nie dziwiło mnie
zbytnio jej wyrachowanie. Jej sąsiad był tylko marnym tłem dla tak
błyszczącej gwiazdy.
- Nie rób mi tego. Przecież wiesz o tym jak bardzo cię kocham. Nie
zostawiaj mnie. Pozwól mi, chociaż patrzeć na twe piękne lico, pozwól
podziwiać twą nieziemską urodę. Błagam pozwól mi na to… – w tym
momencie mężczyzna zaczął całować jej drobne dłonie- Zostanę twym
niewolnikiem, będę cierpiętnikiem, zrobię wszystko, o co mnie
poprosisz, wszystko, co mi rozkażesz… Tylko błagam, nie zostawiaj
mnie!
- Kusząca propozycja. Rozważę ją w najbliższym czasie – powiedziała
Wenus, a w jej głosie dawało się odczuć drwinę. Niby od niechcenia, ale
niezwykle zmysłowo, podniosła kieliszek do ust i zaczęła sączyć
czerwone wino.
- Umrę z rozpaczy, jeśli odejdziesz. Uschnę z tęsknoty jak róża bez
wody. Kocham cię. Więc jak z nami będzie? – mężczyzna w tej chwili
stracił swą męskość, pokazał jak bardzo potrafi być uległy kobiecie.
- Nijak. Ja pójdę w prawo, ty odejdziesz w lewo i miejmy nadzieję,
że nasze drogi nigdy już się nie złączą. Do widzenia – zgrabnym ruchem
wstała z krzesła i odeszła w stronę wyjścia. Chwilowo miałem wrażenie,
że mężczyzna wstanie i pocznie gonić swoją Wenus. Myliłem się.
Tak bardzo byłem zafascynowany usłyszaną rozmową, że dopiero teraz
zauważyłem, iż moja szklanka jest pusta. Zapłaciłem kelnerowi i
ruszyłem w stronę domu. Widocznie było już późno, bo tylko
gdzieniegdzie paliło się w oknach światło. Ulice przytłaczały spokojem
i bezruchem. Być może nie należy podsłuchiwać czyichś rozmów, ale ta
usłyszana przeze mnie konwersacja wniosła wiele spostrzeżeń w filozofię
moich rozważań. W miłości trzeba być albo młotem albo kowadłem, nigdy
głupcem. Jednak nigdy nie jesteśmy bardziej skłonni do poświęceń niż
wtedy, kiedy kochamy. Nigdy nie jesteśmy bardziej nieszczęśliwi, niż
wtedy, gdy utraciliśmy ukochanego człowieka lub jego miłość. I tak
rozmyślając, skręciłem w uliczkę prowadzącą do mego domu.
* * * * * * * * *
Położyłem się w mym cieplutkim łóżeczku, owinąłem mięciutkim
kocykiem. Niestety nie mogłem zasnąć. Wciąż w myślach miałem cudną
Wenus, boskiego anioła w ludzkiej postaci. Bo jakże inaczej określić to
zjawisko??? Na przemian moje ciało ogarniała rozkosz i smutek, radość i
żal… Bo otóż obok mnie, pod mięciutkim kocykiem brak tej drugiej
osoby. Brak mojej Wenus, mojej ślicznej Anielicy… I nie mam co
marzyć, nawet nie śmiem..!!! “O jakoś ty piękna, przyjaciółko moja; o
jakoś ty piękna! Oczy twoje jako oczy gołębicy między kędzierzami
twemi; włosy twoje jako trzoda kóz, które widać na górze Galaad. Zęby
twoje jako stado owiec jednakich, gdy wychodzą z kąpieli, z których
każda miewa po dwojgu, a niepłodnej nie masz między niemi. Wargi twoje
jako sznur karmazynowy, a wymowa twoja wdzięczna; skronie twoje między
kędzierzami twemi są jako sztuka jabłka granatowego. Szyja twoja jako
wieża Dawidowa z obronami wystawiona, w której tysiąc tarczy wisi, i
wszystka broń mocarzów. Obie piersi twoje jako dwoje bliźniąt sarnich,
które się pasą między lilijami; Ażby się okazał ten dzień, a cienie
przeminęły, wnijdę na górę myrry, i na pagórek kadzidła. Wszystkaś ty
jest piękna, przyjaciółko moja! a zmazy nie masz na tobie.”
* * * * * * * * * *
Obudziły mnie promienie wschodzącego słońca, które delikatnie pieściły moją twarz.
Nim jeszcze zdążyłem otworzyć oczy, by spojrzeć przez okno na świat wiedziałem, że dziś też pójdę do kafejki.
Nie wiem, co za jakaś dziwna siła mnie tam popychała… zapewne
moje przeznaczenie… Nie sadziłem, że to może być dla mnie tak cudowna
noc…
Usiadłem przy stoliku, przy który gościłem także we wczorajszy
wieczór. Dawnym zwyczajem zamówiłem mój ulubiony boski nektar i
zacząłem moje odwieczne rozmyślania na temat sensu naszego istnienia.
Nie musiałem długo filozofować, bo po chwili pojawiła się moja
rozkoszna Wenus odziana w gronostaje.
Tym razem była sama. Przyszła do kafejki i zajęła stolik naprzeciw
mnie. Nie wiem ile mam racji, ale wydawało mi się, że jej zachowania
były bardzo demonstracyjne. Szukała okazji do jakieś niewinnej gierki.
Namiętnie poprawiała włosy, patrzyła na wszystko wyrafinowanym wzrokiem
i wdzięczyła się do wszystkich w około. Któż by pomyślał, że w tak
niewinnej istocie jest tyle wdzięku i rozkoszy. Wprost nie mogłem
oderwać wzroku od jej promiennego uśmiechu, jej pięknego ciała,
hebanowych włosów, które zalotnie okręcała wokół palca… To anioł w
ludzkiej postaci!!!
Z zadumy wyrwał mnie jej rozkoszny głos.
{mospagebreak}
- Mogę się do Ciebie przysiąść??? – powiedziała uśmiechając się zalotnie.
- Oczywiście, to będzie dla mnie ogromny zaszczyt – odpowiedziałem
równie słodkim głosem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że sprzedałem swą
duszę samemu diabłu. Kto by się wtedy zastanawiał nad takimi
detalami??? Miałem u boku najpiękniejszą kobietę, więc czegóż więcej
mogłem chcieć???
- Dla mnie, czerwone wino, poproszę, a Ty Skarbie, czego sobie
życzysz??? – powiedziała Wenus jednym tchem. O rozkosze, o nieba, o
nieba, o rozkosze!!! Powiedziała do mnie “Skarbie”…
- Dla mnie to samo – złożyłem zamówienie kelnerowi nie namyślając
się długo. Byłem oszołomiony, nie mogłem normalnie myśleć, czułem się
jak w jakimś cudownym śnie, bojąc się, że niedługo będę zmuszony się z
niego przebudzić…
- A tak w ogóle, to jeszcze nie zdążyłam się przedstawić. Sonia
jestem, miło mi, że mogę siedzieć przy stoliku z tak wspaniałym
mężczyzną – powiedziała Wenus, uśmiechając się do mnie swym promiennym
uśmiechem.
- Ależ nie, cała przyjemność po mojej stronie… Na imię mi Max,
ale możesz mówić też do mnie Skarbie, jeśli tak Ci się podoba. Nie będę
miał o to pretensji – przedstawiłem się mojej boskiej Wenus, mocno
intonując słowo Skarbie.
Nie wiem, kiedy minęło tyle czasu, nie wiem ile tego wieczora
wypiłem wina, i tym bardziej nie mogę sobie przypomnieć jak to się
stało, że znalazłem się na łożu zasłanym purpurą. Kiedy otworzyłem
oczy, zobaczyłem przed sobą anioła, moją nieziemska Wenus odzianą w
gronostaje. Na nogach miała długie, skórzane kozaki, a w ręku mienił
się pejcz. Na sam ten widok myślałem, że eksploduję z podniecenia.
Jednym zgrabnym ruchem, Sonia zrzuciła z siebie futro. Usiadła na mnie
okrakiem i szepnęła mi do ucha: “Dziś się zabawimy”. Nie wiedziałem, co
miały znaczyć te słowa, ale wiedziałem, że tej nocy nie zapomnę do
końca życia.
Wenus miała na sobie koronkową czarną bieliznę, czarne pończoszki i
seksowne podwiązki. Boski widok. Warto poświęcić swoja duszę dla tak
pięknego diabełka.
Najpierw Sonia delikatnie zwilżyła swym języczkiem moje usta,
dotknęła mego torsu po czym namiętnie mnie pocałowała. Ten pocałunek
ośmielił mnie nieco. Zacząłem dotykać jej jędrnych piersi, wodzić
dłońmi wśród splotów jej bujnych, hebanowych włosów. Powoli poznawałem
mapę jej ciała. Skóra jej bez żadnej skazy, była biała niczym
porcelana. Szyja, smukła i piękna, stopy maleńkie i delikatne… Obok
stała butelka czerwonego wina. Wzięła ją do ręki napiła się troszkę po
czym oddała ją w moje ręce. Wiedziałem, co należy zrobić w takim
wypadku. Najpierw napiłem się, a resztę wina wylałem na jej piersi. W
jej oczach zapłoną ogień rozkoszy. Powoli zacząłem zlizywać każdą
kroplę z jej porcelanowych piersi. Delikatnie całowałem jej sterczące
sutki… Następnie zacząłem wodzić językiem niżej, i niżej… Chciałem,
aby ma Wenus, czuła się jak prawdziwa królowa. Nie chciałem sprawić jej
zawodu. Była tak cudowna, że należała jej się najsłodsza rozkosz.
Czułem jak rośnie w niej podniecenie.
Pieszczoty nasze trwały długimi godzinami. Kiedy skończyło się
wino, Wenus zażądała, abym poszedł po lód w kostkach. Zgodziłem się bez
zastanowienia. Kiedy wróciłem leżała już rozłożona niczym tygrysica na
łożu rozkoszy. Nakazała, abym pieścił lodem jej stopy, piersi i
wewnętrzną stronę ud. Kiedy dotykałem jej piersi czułem niemalże
drganie jej skóry, czułem jej każdy oddech i głośne bicie serca.
Wiedziałem, że ona już dłużej nie wytrzyma i że należy przejść, do
głównej atrakcji wieczoru. Teraz znów ona przejęła inicjatywę, moja
boska Sonia, moja Wenus w futrze… usiadła na mnie w pozycji amazonki,
i połączyła się ze mną w głębokiej miłości. Tworzyliśmy jedną dusze i
jedno ciało. Moje pocałunki błądziły rozkosznie po rozżarzonym ciele
bogini o twarzy anioła. Czułem, że powodują one, że ogień płonął
jeszcze bardziej, i bardziej, i bardziej… Kwiat lotosu mej pięknej
Wenus, który zdołałem posiąść, nie szczędził mi czystej rozkoszy.
Połączeni byliśmy cudowną przyjemnością. Ogień, który płoną w każdym z
nas stał się jednym wielkim ogniem i wybuchł niczym Etna ze zdwojoną
mocą… Cały akt gorączkowej miłości i płonącego pożądania uwieńczony
został słodziutkim pocałunkiem. Usnąłem wtuliwszy się w piersi
ukochanej.
* * * * * * * * * *
Obudziły mnie z letargu krople porannego deszczu, które głucho
odbijały się od szyb hotelowych okien. Nim otworzyłem oczy wymacałem
ręką pustkę obok mnie. Nie było mojej boskiej Wenus. Na poduszce leżała
jedynie jej aksamitna apaszka spryskana perfumami o zapachu leśnych
fiołków. Szybko poderwałem się z łóżka, i wbiegłem do łazienki. Patrzę
- pusto. Nigdzie nie mogłem odnaleźć mej cudownej bogini. Moja Wenus
rozpłynęła się gdzieś niczym anioł. To nie mogła być prawdziwa kobieta.
To był diabeł wcielony w boskie ciało. Istny anioł zesłany mi przez
los… Zrobiło mi się przykro, że ona już odeszła, że zostawiła mnie
samego. Wiedziałem jednak, że była ona typem dominy, że taka była jej
rola. Ledwie pojawiła się na horyzoncie mego życia, niczym słońce o
wschodzie i odeszła równocześnie z jego zachodem. Ledwie zdołałem ją
poznać, nawet nie zdążyłem zapamiętać rysów jej twarzy, a odeszła ode
mnie tak szybciutko… Niczym mgła, która pojawia się wieczorem i
niknie wraz ze wschodem słońca… Moja lilia, moja Bogini, moja Wenus w
futrze…
Przez długi czas po tym zajściu chodziłem do Café la Nuit, ale już
nigdy potem nie spotkałem tam mojej boskiej Soni. Tylko czasem jeszcze
widywałem ją w moich snach, z daleka, jakby przez mgłę… Nigdy więcej
Sonia nie pojawiła się w moim życiu. Może to i dobrze. Kobieta Anioł w
ludzkiej postaci została dla mnie legendą, nie odkrytą tajemnicą…
Kiedy zamykam wieczorem oczy to marzę o tym by znów spotkać moją Wenus,
żeby móc na nią popatrzeć choćby we śnie. Odeszła ode mnie tak nagle,
bez pożegnania, zostawiając po sobie jedynie zapach fiołków na poduszce
i aksamitną apaszkę…
© Żmijcia 2000r.